Wielcy władcy
39,90 zł
Co to jest wielka polityka i kim są wielcy politycy? Czy wielka polityka jest możliwa w Europie w czasach nowożytnych i jakich wymaga polityków? Czy wielcy politycy mają podobne umiejętności, talenty, zasady działania? Pytania te zadałem sobie znużony nieco zarówno dominacją przeciętności, jaką obserwujemy w naszych czasach, jak i narzekaniem na tę przeciętność, bo z narzekania nic nie wynika. Postanowiłem więc dokładniej przypatrzyć się osiągnięciom i sposobowi działania wielkich polityków. I znalazłem w czasach nowożytnych tylko czterech: Richelieu, Bismarck, Churchill i de Gaulle.
Czy czterech bohaterów mojej książki cokolwiek łączyło? Otóż bardzo wiele. A przede wszystkim wielkie talenty osobiste. Byli to ludzie o wyjątkowej pamięci, wyjątkowej zdolności do intensywnej pracy, niezwykłych umiejętnościach podejmowania decyzji. Byli to także ludzie wysoko ceniący tradycję i kulturę, znający się na literaturze i innych sztukach, słowem ludzie zdolni nie tylko do polityki, ale po prostu bardzo inteligentni. Czy wielki polityk zatem musi być bardzo inteligentnym człowiekiem? Musi. – Winston Churchill
Malowanie to był jego mniejszy talent, ale ulubione zajęcie. Poza tym jedyny wyjątek w organizacji dnia, która była bardzo ściśle określona i Churchill nie znosił, jeżeli ktoś mu ją psuł, nawet goście zaproszeni na lunch powinni wiedzieć, że należy przyjechać na pierwszą, a nie na dwunastą, bo do dwunastej Churchill pracował (chyba, że malował), pisał, dyktował. Po południu, po drzemce, czytał i znowu dyktował. Przed kolacją kąpiel i w formalnym stroju schodził do jadalni. Jak pisał w 1952 roku: „Trzeba mieć zasady. Kiedy byłem młody z zasady nie piłem pierwszego drinka przed lunchem, teraz z zasady nie piję pierwszego drinka przed śniadaniem”. Ale do śniadania i owszem. Najdziwniejsze i najtrudniejsze do wyobrażenia dla mnie są dwa kieliszki białego wina do jajecznicy na boczku. Ale o czymż tu dyskutować?
Churchill pił przez całe życie i pił dużo. Prawie nigdy nie był pijany, ponieważ pił przez cały dzień. Szampana, bardzo dobre brandy i whisky. Mocne alkohole, silnie rozcieńczał, dlatego szklanka stał obok niego prawie zawsze. Nienawidził drinków i mieszanek. Chwalił się, że już wie pod które rośliny w Białym Domu wylewać martini, które Roosevelt przyrządzał z dużą ilością wermutu. A upił się jedyny raz, kiedy jechał kilkanaście godzin z Trumanem do Fulton, gdzie miał wygłosić sławną mowę o zimnej wojnie. Całą noc w pociągu grali w pokera i ululali się kompletnie. Rano Churchill się przespał, a po południu wstrząsnął światem. Pod koniec życia napisał: „Alkohol dał mi znacznie więcej niż zabrał”.
Nie należy brać wzoru z Churchilla. Jego osobisty lekarz, który był przy nim przez cztery dekady – lord Moran, słusznie sądził, że Churchill ma niespotykaną konstrukcję fizyczną z i przedziwny metabolizm. Zawsze był w formie – z wyjątkiem częstych zapaleń oskrzeli, a potem płuc – rano zawsze w znakomitym nastroju, chyba że – co mu się zdarzało rzadko, ale na całego – się wściekał. Spał idealnie. Jak opowiadał, przykładał głowę do poduszki i już spał. Śniadanie jadł do łóżka i nie znosił ubierać się przed lunchem, nawet kiedy był premierem, natomiast ubóstwiał się kąpać. Pisał, że jest w nim coś z żaby, bo kąpiel w wannie i kąpiel w ciepłym morzu sprawiały mu ogromną przyjemność. Nie jadł dużo i nie był smakoszem, ale nienawidził wszystkich pomysłów na dietę. Nie znosił dziwactw wegetariańskich, politycznych, religijnych i pisarskich. Ponieważ sam pisał po angielsku jak niewielu lub niemal nikt w historii Anglii, więc natychmiast wyłapywał kiepską angielszczyznę i głęboko pogardzał tymi, którzy się nią posługiwali. Nie jako ludźmi, bo ludzi lubił wszystkich, lecz jako niezdolnymi przestępcami. Nigdy nie był podły wobec najgorszych przeciwników, nigdy nikim nie pogardzał, często jednak nie wytrzymywał nudy słuchania cymbałów i dawał temu czasem brutalny wyraz.
Był zdumiewająco pracowity i uparty. Od dzieciństwa lekko seplenił na skutek rozszczepienia podniebienia. Rodzice nie zajęli się tym na czas, więc kiedy Churchill został politykiem i musiał publicznie przemawiać, za radą roztropnego lekarza zaczął ćwiczyć wymowę tak, że seplenienie zniknęło całkowicie i powracało tylko w czasie II wojny, kiedy był wyjątkowo zdenerwowany, co zdarzało się bardzo rzadko. Jego znakomici współpracownicy natychmiast jednak wiedzieli, że trzeba obchodzić go z daleka.
Churchill nie mógł usiedzieć na miejscu, a poza tym nie znosił zimy w Anglii. Nawet w czasie wojny, jako premier, połowę roku spędzał poza Downing Street. Pod koniec 1943 poprosił swego sekretarza, żeby obliczył, jakie dystanse pokonał w tym roku. Sekretarz trochę się biedził, ale w końcu wyszło mu około 160 tysięcy kilometrów. Oczywiście dwie podróże do Ameryki, wielokrotnie na tereny wojenne w Afryce i w basenie Morza Śródziemnego oraz Casablanca i Teheran, więc uzbierało się sporo. Churchilla bardzo bawiły takie obliczenia. Kiedy jechał, w tym samym roku pociągiem do Edynburga, żeby odpłynąć do Stanów Zjednoczonych, kazał osobistemu lekarzowi obliczyć, jaką część salonki zająłby szampan, jaki dotychczas wypił w życiu. Podał mu przeciętną dzienną porcję, a lekarz nie matematyk, kombinował całą godzinę i stwierdził, że mniej więcej trzy czwarte pomieszczenia. Churchill był niezadowolony, bo sądził, że udało mu się wypić tyle ile zmieściłoby się w całej salonce. Jednak jeszcze było przed nim ponad dwadzieścia lat i na pewno się poprawił.
Był niezwykłym człowiekiem, obdarzonym ogromną inteligencją, wieloma talentami i końskim zdrowiem. A ponadto – z wyjątkami – niezwykle zrównoważonym i ciepłym charakterem.